W michałowej głowie kłębiło się
mnóstwo myśli. Przebiegały przez jego umysł niczym stado rozszalałych
wierzchowców, pozostawiając za sobą kłęby kurzu. Co zrobić? Jak ułożyć sobie
życie, aby pomóc zarówno sobie, jak i małemu Enzo? Kogo zapytać o radę?
„Jest lepiej” – pomyślał,
rozglądając się wokoło i widząc czyste mieszkanie. Jest znacznie lepiej, bo
odkopał się z kilkumiesięcznej warty brudu i stara się nie zapuszczać tak, jak
przedtem. Bo nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej. W życiu zapewne
spotkają go gorsze rzeczy niż rozwód i nie warto się załamywać i popadać ze
skrajności w skrajność. Jest przecież rosłym mężczyzną i załamania nerwowe nie
leżą w jego naturze – zwłaszcza, że codziennie radzi sobie z presją, stresem,
oczekiwaniami innych…
Mimo znacznej poprawy, jego życie
dalej nie wyglądało sielankowo, a świadczyła o tym chociażby pusta lodówka.
Michał zmienił przepoconą koszulkę
na nieco świeższą, zarzucił na ramiona szarą bluzkę z kapturem i z iPodem w
kieszeni ruszył ku chińskiej restauracji, którą znał równie dobrze, co własną
kieszeń. Ledwie przekręcił klucz w zamku, a już usłyszał za sobą delikatne
kroki. Do jego nozdrzy dotarł delikatny, jaśminowy zapach drobnej dziewczyny,
mieszkającej naprzeciwko.
- Dzień dobry – powiedział
nieśmiało, starając się nie spoglądać na brunetkę. Wciąż pamiętał o
okolicznościach w jakich spotkał ją po raz pierwszy. Było mu strasznie głupio i
szczerze wierzył w to, że uda mu się ją zręcznie omijać szerokim łukiem.
- Dzień dobry – odparła wesoło,
aczkolwiek jej mina mówiła zupełnie coś innego. – Wybiera się pan na jogging? –
zapytała, zauważając jego sportowy strój. – Jest piękna pogoda.
- Yy… No tak – odparł. Nie
wiedzieć czemu, ale głupio było mu przyznać, że stołuje się w chińskich
knajpach. To takie… smutne. Samotny mężczyzna, z dwiema lewymi rękoma do
gotowania, wybiera się do Chińczyka, aby zjeść obiad. Chyba nigdy nie czuł się
tak przygnębiająco, uświadamiając sobie swoje życiowe niepowodzenie. – A pani?
Dokąd się pani wybiera?
- Nie wiem, czy wspominałam, ale
dopiero się wprowadziłam do Bełchatowa. Postanowiłam zwiedzić okolicę i znaleźć
jakieś przyjemne miejsca, w których można coś zjeść i miło spędzić czas. Może
mi pan pomoże? Jest w okolicy jakaś kawiarnia lub restauracja?
- Yy… W zasadzie to tak – odparł
nieśmiało, drapiąc się po głowie. Oczywiście znał tylko jedną knajpę, która
znajdowała się zaledwie kilka metrów stąd, ale czy takiej dziewczynie będzie
odpowiadać chińska kuchnia?
Brunetka spoglądała na niego
wyczekująco.
- Chińczyk – wydukał, choć wcale
tego nie chciał. Skarcił się w myślach za długi język. Mógł wymyślić coś
lepszego, chociażby pizzerię.
Dziewczyna zaśmiała się nieśmiało
i zmierzyła Michała wzrokiem.
- Chińczyk? Dobrze, niech będzie –
powiedziała. – Wskaże mi pan drogę?
- W zasadzie to… To ja sam się tam
wybierałem.
- Oh! Naprawdę? A co z joggingiem?
- Nieaktualna sprawa.
- W takim razie może mogłabym panu
potowarzyszyć?
- Z przyjemnością. Zapraszam.
- Świetnie.
Michała i Magdę przywitał niski,
skośnooki mężczyzna. Uśmiechał się promiennie i posyłał spojrzenia za każdym
razem, kiedy coś do niego mówili. Wystrój tego miejsca mógł przyprawiać o
dreszcze, bowiem nic do siebie nie pasowało. Magda z zaciekawieniem, ale i nie
małym strachem, rozglądała się po lokalu i z przykrością stwierdziła, że nie ma
ani jednego czystego stolika do zajęcia.
- Może zjemy na zewnątrz –
zaproponowała dziewczyna z nadzieją w głosie. – Widziałam ławki naprzeciwko.
Jest piękna pogoda, a tu jest tak duszno.
- Jasne, nie ma problemu – odparł,
wzruszając ramionami.
Zajęli jedną z ławek pod wierzbą.
Mieli widok na osiedle, w którym mieszkali. Michał od razu zabrał się do
pałaszowania podanego mu dania. Magda była oporna i nieufna, ale wreszcie się
przełamała i skosztowała ryżu z ostrymi przyprawami.
- Mmm… Całkiem dobre – powiedziała
między kolejnymi kęsami.
- To moje ulubione miejsce.
Blisko, smacznie i tanio!
- Nie wygląda pan na kogoś, kto
stołuje się w takich miejscach. Sądziłam, że sportowcy powinni o siebie dbać.
- Teoretycznie. W moim przypadku
to nieco skomplikowane.
- Dlaczego?
- Bo jestem samotnym mężczyzną i
sportowcem, który nie ma czasu na gotowanie i sprzątanie – powiedział jednym
tchem, nie spoglądając na towarzyszkę. Jednak po chwili kątem oka zauważył zdezorientowaną
minę Magdy oraz jej wielkie, zdziwione oczy. – Przepraszam, nie powinien był
tego mówić. Ostatnio przechodzę przez ciężki okres.
- Rozumiem… Chce pan o tym
porozmawiać? Jestem psychologiem.
- Naprawdę?
- Tak. Zawsze chętnie służę
pomocą.
Z jednej strony Michał bardzo
chciałby porozmawiać z nową znajomą o swoich problemach. Uważał, że komuś
obcemu łatwiej jest się zwierzyć, bo nikt go nie będzie oceniać i potępiać.
Obca osoba potrafi racjonalnie spojrzeć na daną sprawę, nie kieruje się emocjami
i nie przebiera w słowach, bo nie żywi żadnych uczuć do swojego rozmówcy.
Przyjaciel zawsze będzie się starać nie urazić kumpla. Jednak czuł wewnętrzną
blokadę. Nie chciał okazywać słabości – zwłaszcza przed kobietą. Nie znał jej i
nie miał pewności, że po rozmowie nie poleci do brukowców na zwierzenia, mimo
iż wyglądała na naprawdę miłą osobę.
Lustrował spojrzeniem jej
nieskazitelną twarz, poszukując jakiś oznak fałszywości. Pełne usta, wygięte w
lekki, dziewczęcy uśmiech. Duże, brązowe oczy, emanujące dobrocią. Różowe
policzki, przypominające mu o dziewczynkach z warkoczykami z przedszkola. Czy
to możliwe, aby była aż tak nieskazitelna?
- Potrzebna mi pomoc, ale sam nie
wiem… - powiedział wreszcie, przeczesując grzywę dłonią.
- Nie będę nalegać. Zna pan mój
adres – odparła, poprawiając się na ławce i biorąc do ust kawałek kurczaka.
- Bo chodzi o to, że… - Michał
energicznie odłożył plastikową miskę z jedzeniem na bok i opowiedział
Magdalenie całą swoją historię. Począwszy od nieudanego małżeństwa, rozwodu,
zaniedbania, a na Enzo kończąc. Dziewczyna słuchała go uważnie, wyłapując
wszystkie najdrobniejsze szczegóły. Zadawała mnóstwo pytań, aby tylko lepiej
poznać sytuację i uczucia Michała. Współczuła mu, bo nie miał wesoło, jednak
wychodziła z założenia, że każdy problem da się przezwyciężyć.
- Czy Enzo jest dla pana ważny? –
zapytała.
- Tak. Nie… Sam nie wiem…
Początkowo był dzieciakiem jednym z wielu. Przecież nie zbawię całego świata.
Ale po mojej ostatniej wizycie w domu dziecka mam wątpliwości. Ten chłopak mnie
rozczula, sprawia, że nie myślę już tylko o sobie, o swoich problemach. On
uświadamia mi, że inni mają gorzej. On ma gorzej, a przecież dopiero startuje w
życie. Chciałbym mu jakoś pomóc, ale nie wiem jak.
- Zdaje sobie pan, że to nie
będzie łatwe.
- Nie chcę być tylko przyjacielem,
który odwiedza go od czasu do czasu.
- Chce pan zostać ojcem?
- Najbardziej na świecie, ale… To
skomplikowane.
- Wie pan co myślę? Że jest pan
typem mężczyzny, który potrzebuje kogoś przy boku. Potrzebuje kobiety, która
będzie oparciem, wsparciem, azylem w każdym aspekcie pana życia. Potrzebuje pan
kogoś zaufanego, kto potwierdzi, że robi pan dobrze, że podjęte przez pana
decyzje są słuszne. To nie jest złe, absolutnie tego nie krytykuję, ale obecnie
jest pan sam i musi samodzielnie podejmować pewne decyzje. Nie uchroni się pan
przed uczuciami tego chłopca. Nie może mu pan zabronić lubić czy kochać. To
dziecko, a dzieci podświadomie wyczuwają, kto jest wart ich zaufania.
- Opiekunka powiedziała, że Enzo
mnie wybrał.
- To tylko potwierdza moją tezę.
- Myśli pani, że mógłbym adoptować
tego chłopca? Jestem samotnym facetem, nie mam uregulowanych godzin pracy.
Potrzebna byłaby mi kobieca pomoc.
- Może pan rozeznać się w sprawach
adopcyjnych, a w międzyczasie może pojawi się w pana życiu jakaś kobieta, która
pokocha pana i tego chłopczyka.
Michał analizował słowa sąsiadki i
doszedł do wniosku, że mówi ona całkiem sensownie. Grunt to złapać dobry
kontakt z Enzo, zaprzyjaźnić się z nim, a potem zrobić wszystko, aby mieć go na
stałe, tylko dla siebie, jako swoje dziecko. Miałby syna, i to najlepszego jakiego
mógł sobie wymarzyć – wrażliwego, mądrego i tak bardzo podobnego mentalnie do
niego samego.
Nagle przed oczami stanęła mu
niedawno poznana dziewczyna – Wiktoria. Wydawała się miła, więc może jakby
umówił się z nią jeszcze kilka razy… Kto wie, co by się wydarzyło. Jednak była
ona jeszcze młoda, pełna młodzieńczej energii i werwy, nieco roztrzepana.
Michał miał wątpliwości, czy Wiktoria zechce bawić się w „dorosłe życie” i
„dom” w tak młodym wieku.
Pewnie nie…
Westchnął przeciągle i zajął się
kończeniem posiłku.
***
Magda jako początkujący psycholog
czuła, że rozmowa z sąsiadem pomogła jej, jak i jemu. Była pewniejsza siebie.
Znalazła pierwszego klienta i to dość szybko. Nie spodziewała się tego, ale
cieszyła się, bo teraz zawsze znajdzie pretekst, aby porozmawiać z Michałem.
Była całkiem sama w Bełchatowie, a zawieranie nowych znajomości nie było jej
mocną stroną.
Rozsiadła się na kanapie i wzięła
do ręki jeden z romansów, który zalegał jej na półce. Jako niepoprawna
romantyczna lubiła czytać o prawdziwej, szaleńczej miłości. Marzyła o księciu z
bajki, który pojawiłby się pod jej oknami na białym koniu, z gitarą i bukietem
czerwonych róż. Jednak jej życie dalekie było od ideału i niestety Magda
doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Upiła łyk soku pomarańczowego i
poczochrała złocistego labradora, który spoczywał u jej stóp, po głowie.
Był późny wieczór. Za oknami
świecił już księżyc w pełni. Spokój i nuda przepełniały każdy kąt mieszkania
młodej dziewczyny. Pogrążona w lekturze nie zwracała uwagi na to, co się dzieje
wokół niej. Nawet wówczas, kiedy jej pies Oscar, szaleńczo zaczął szczekać pod
drzwiami.
- Chodź tu! – zawołała za nim,
jednak zwierzak nie zareagował.
Pośpiesznie podeszła do drzwi i
wyjrzała przez szparę na klatkę schodową. Jej oczom ukazał się zarys męskiej
sylwetki usiłującej wdrapać się po schodach na piętro. Po cichych
przekleństwach rozpoznała głos należący do Winiarskiego. Odpychając psa wyszła
na klatkę i zapaliła światło. Zdziwiony wzrok Michała wylądował na jej
sylwetce. Magdalena na widok zataczającego się siatkarza z plamą krwi na twarzy
śmiertelnie się przeraziła. Nie spodziewała się tego! Nie spuszczając wzroku z
chłopaka, przełknęła głośno ślinę i zakryła usta dłońmi.
- Nie bój się – powiedział
spokojnie Michał, próbując złapać równowagę.
- Co się stało?
- Nie widzisz? Schlałem się jak
świnia i zrąbałem się ze schodów. Trochę boli mnie głowa, i nie bardzo wiem
dlaczego, bo na kaca za wcześnie.
- Michał, ty krwawisz.
Chłopak mimowolnie sięgnął dłonią
do skroni, na której znajdowała się spora rana. Skrzywił się, kiedy poczuł
przeszywający ból.
- Zawsze się w coś wpakuję. Nie
przejmuj się. Już idę do domu.
- Pomogę ci.
- Daj spokój. Jestem żałosny, nie
zawracaj sobie mną głowy.
Jednak dziewczyna nie zwracała
uwagi na protesty Michała. Weszła do domu, aby zabrać klucz i apteczkę, poczym
zamknęła swoje mieszkanie. Pomogła siatkarzowi dojść do drzwi frontowych, a
następnie doprowadziła go do kanapy w jego salonie.
- Opatrzę ci tą ranę –
powiedziała, wyjmując z małej skrzynki niezbędne przyrządy do zrobienia
opatrunku.
- Przeszliśmy na ty – zauważył z
chytrym uśmieszkiem. – Przeszliśmy na wyższy etap.
- Etap czego?
- Nie wiem… Ty mi powiedz. Podobam
ci się?
- Michał, chyba za dużo wypiłeś.
Siedź spokojnie, bo teraz może cię zapiec – powiedziała, przykładając do jego
skroni wacik namoczony wodą utlenioną. Mężczyzna krzyknął przeraźliwie i skulił
się na kanapie w kłębek niczym małe dziecko. Magda spojrzała na niego w dość
litościwy sposób, a wyraz jej twarzy mówił niewiele więcej niźli: „Naprawdę?”.
- No dobra, chciałem być zabawny –
zarechotał i ponownie się wyprostował. – Trochę mi odwala po alkoholu.
- Nie da się nie zauważyć. Co się
stało? Popołudniu byłeś taki rześki i wydawało mi się, że masz lepszy humor.
- Eh… Życie. Życie mnie
przytłacza.
- Ale alkohol to nie jest sposób
na polepszenie czegokolwiek.
- Samopoczucie mi się poprawiło na
pewno – zaśmiał się.
- Na kilka godzin. A jutro
będziesz leczyć kaca.
- Dlaczego ty to robisz?
- Co?
- Czemu mi pomagasz?
- To długa i skomplikowana
opowieść.
- Jestem pijany i żałosny, do
niczego się nie nadaję. A mimo to, ty wciąż ze mną gadasz i pomagasz mi, kiedy
jestem zalany. Masz siłę dźwignąć moje wielkie cielsko, nie straszne ci moje
beznadziejne gadanie i użalanie się nad sobą. Musi być jakiś powód, dlaczego to
robisz.
- Może kiedyś ci opowiem. Ale
pewno nie wtedy, kiedy będziesz w takim stanie – odparła. – Gotowe. Lepiej się
teraz połóż i odpocznij. Sportowiec nie może sobie pozwolić na zawalanie nocy.
- Przepraszam cię.
- Daj spokój. Lubię pomagać innym.
Uważaj na siebie, Michał.
- Dziękuję.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
__________
Boże, co za gniot! Nie cierpię tego rozdziału i przykro mi, że musicie go czytać :P
Nie mam zapasu, więc kolejny rozdział może się ukazać z niemałym opóźnieniem. Ale postaram się nie nawalić. A jeśli macie ochotę na coś nowego w moim wykonaniu to zapraszam Was na nowego bloga - TUTAJ.