14 października 2012

01. Enzo Alves

   Wysoki, błękitnooki mężczyzna pchnął masywne drzwi i wszedł do środka Hali Energia. Miłym uśmiechem przywitał się z woźnym, poczym spokojnym krokiem udał się w stronę sali konferencyjnej, w której odbywało się właśnie spotkanie z zarządem oraz kilkoma siatkarzami Skry Bełchatów. Był jednym z nich.
- Cześć, Michał! – rzucił łamaną polszczyzną młody atakujący Serb, Aleks.
- Hej! – odparł, przybijając mu piątkę i dalej idąc w swoją stronę. – How are you today? – zapytał po angielsku, bowiem chłopak nie znał jeszcze języka, którym posługiwało się większość siatkarzy miejscowego klubu.
- Fine. Do you go to meeting with president?
- Yes, you too?
- Yep!
Dotarłszy do sali, zajęli wolne miejsca i zaczęli badawczo przysłuchiwać się przemówieniu prezesa. Michał rozglądał się i przyglądał twarzom swoich kolegów: Mariusza, Pawła, Aleksa, Daniela oraz Karola. Byli zafrasowani i zainteresowani wszystkim tym, co ma im do powiedzenia szef. On także wykazywał krztę zainteresowania, ale nie był w stanie się teraz ekscytować.
- Te dzieci liczą na naszą pomoc. Chodzi o to, aby spędzić z nimi trochę czasu, porozmawiać, pośmiać się, poczytać bajki. Chodzi o miło spędzony czas z osamotnionymi dziećmi. Dom Dziecka to nie jest miłe i wesołe miejsce, oni tam cierpią, mimo iż mają zaledwie kilka lat. Dzięki wam na ich twarzyczkach pojawi się uśmiech, który – gwarantuję wam – będziecie pamiętać przez długi czas. To jak, jesteście gotowi?
- Pewnie! – odparli chórem i kolejno zaczęli kierować się do minibusa, który miał zawieść ich do bełchatowskiego Domu Dziecka.
- Winiar, a co ty taki niewyraźny jesteś? – Do Michała podszedł jego najlepszy przyjaciel, Mariusz Wlazły. Panowie znali się od wielu lat, razem debiutowali w reprezentacji Polski w 2004 roku, a od ponad trzech lat są nierozłączną parą kumpli w Skrze Bełchatów.
- Mam kiepski dzień.
- Stało się coś?
- Dzisiaj jest rocznica mojego ślubu z Karoliną.
- Ups! – Mariusz ściągnął brwi i wydobył z siebie cichy pomruk niezadowolenia.
- Właśnie. Najchętniej zaszyłbym się w domu. Nie mam ochoty na wizyty u dzieciaków, bo wiem, że ciężko mi będzie przybrać sztuczny uśmiech.
- Dasz radę. Przecież ty uwielbiasz dzieci.
- Tak, ale dzisiaj naprawdę nie mam dobrego dnia – powiedział, wsiadając do busa i zamykając za sobą drzwi samochodu.
Michał i Karolina byli małżeństwem przez pięć lat. Poznali się przez wspólnych znajomych. Nie od razu zaiskrzyło, nie było miłości od pierwszego wejrzenia. Winiar był twardym zawodnikiem i musiał bardzo mocno się starać o względy pięknej brunetki. Jego starania nie poszły na marne, osiągnął cel, dzięki czemu półtorej roku później byli już szczęśliwym małżeństwem. Początki były cudowne – jak u każdego. Kochali się namiętnie, prawie wszędzie i o każdej porze, byli kochankami, ale również najlepszymi przyjaciółmi. Wszędzie pokazywali się razem, jego imię zawsze łączono z imieniem dziewczyny. Michał i Karolina. Karolina i Michał.
Jednak po czterech wspólnych latach coś zaczęło się psuć. Winiar wiele podróżował, z Polski do Włoch, z Włoch do Polski. Wiązało się to z wieloma wyrzeczeniami ze strony Karoliny, ale sprostała temu, bo bardzo kochała swojego męża. Ale po przeprowadzce do Bełchatowa ich szczęście sypało się jak domek z kart dzień po dniu. Ciągłe kłótnie i awantury o najdrobniejsze sprawy, „ucieczki” z domu, aby tylko móc przez chwilę pobyć w samotności. Po jakimś czasie zdali sobie sprawę, że z premedytacją unikają swojego towarzystwa, dlatego postanowili się rozstać.
Dla Michała był to potworny cios, bowiem wychowany był w szczęśliwej, kochającej i wielodzietnej rodzinie. Pragnął stworzyć dom na wzór swojego rodzinnego, z ukochaną żoną przy boku i gromadką dzieci biegających wokoło. Nic z tych rzeczy. Karolina stawiała na karierę przez co nie zgadzała się na dziecko i pozbawiła Michała szans na ojcostwo. Nie mógł się z tym pogodzić, bo wydawało mu się, że już nigdy nie spotka kobiety, która obdarzyłaby go największym darem, jakim byłoby dziecko.
Z rozmyślań wyrwał go głos przyjaciela oznajmiający, że dotarli na miejsce. Stali przed ceglanym budynkiem, niezbyt ładnym. Okna świeciły pustkami. Przez głowę przeszła Michałowi nawet myśl, że budynek jest opustoszały. Zrozumiał jak bardzo się myli dopiero po wejściu do środka. Wewnątrz było mnóstwo dzieci. Starszych i młodszych, dziewczynek i chłopców. Byli różni, ale wszystkich łączyła jedna rzecz – smutne miny.
Zły nastój Michała bardzo szybko zniknął. Poddał się dziecięcym zabawom, które sprawiały mu równie wielką frajdę do pięciolatkom. Pragnął mieć dziecko i to chyba dlatego tak dobrze potrafił się nimi zajmować. Był przekonany, że byłby świetnym ojcem.
Domy Dziecka nie były niczym przyjemnym nawet dla dorosłych osób. Wszędzie panował smutek i przygnębienie, mimo iż dzieci za wszelką cenę chciały zachować dobry humor. Większości się to udawało, bo były osamotnione od urodzenia i tak naprawdę nie rozumiały kim dla dziecka jest rodzic. Ich jedyną rodziną od zawsze były opiekunki. I to je kochały najbardziej na świecie. Jednak kiedy w ośrodku pojawiała się rodzina, która zdecydowana była na adopcję, kiedy jedno z dzieci wychodziło „na zewnątrz” szczęśliwe i kochane, to w sercach i głowach pozostałych maluchów zaczynała tlić się nadzieja, że pewnego dnia i po nie się ktoś zgłosi – jacyś zaginieni rodzice, dziadkowie lub inna, dalsza rodzina.
- Zagrajmy w siatkówkę! – krzyknął Mariusz, zachęcając dzieci do zabawy. On, Michał oraz Aleks przebywali w sali dla dzieci powyżej piątego roku życia, dlatego łatwiej im było przeprowadzić lekcje z siatkówki. Z maluchami byłoby gorzej, ale i one nieźle sobie radziły. Wszyscy się śmiali, mimo iż nie bardzo wychodziło im odbijanie piłki.
Na dzieciach największe wrażenie robił wzrost siatkarzy. Byli jak żywe place zabaw, które bez problemu je podnosiły, podrzucały, kręciły… Paweł Zatorki, który był najniższym wśród sześciu siatkarzy odwiedzających Dom Dziecka, stał się prawdziwym ulubieńcem. On sam miał niewiele lat, był dużym dzieckiem, ciągle mieszkającym z rodzicami, dlatego świetnie dogadywał się z dzieciakami. Grał z nimi w piłkę, układał klocki, bawił się kolejką i samochodzikami. A frajdy przy tym miał co niemiara!
Michał zmęczony ciągłym bieganiem za niesfornymi chłopcami, usiadł na krześle i z uśmiechem przyglądał się poczynaniom kolegów. Wyobrażał sobie siebie w roli ojca, ale były to tak dalekosiężne wyobrażenia, że natychmiast odsunął je od siebie. Zamiast tego zaczął żywiołowo klaskać w dłonie w takt śpiewanej przez dzieci piosenki.
Nagle zauważył, że z oddali przygląda mu się pewien chłopiec. Nie był jak inni. Różnił się, i to bardzo. Miał burzę brązowych loków na głowie i śniadą skórę. Był Mulatem.
Chłopczyk nie spuszczał z niego oka. Badawczo przyglądał się twarzy Winiarskiego. Nie bawił się jak inni, nie uśmiechał się. Po prostu siedział na małym, zielonym krzesełku, z białym misiem w rączkach i patrzył na siatkarza, niemalże w ogóle nie mrugając.
- To Enzo. – Nagle nad głową Michała pojawiła się opiekunka ośrodka. Przysadzista kobieta z czułością spoglądała na Mulata, który wciąż zachowywał dużą ostrożność. – Jest u nas od urodzenia. Nie ma zaufania do obcych ludzi, dlatego stoi z boku.
- Boi się?
- Nie, skądże! Enzo to bardzo wesołe dziecko. Nie idzie nad nim zapanować – zaśmiała się. – W naszym gronie nazywamy go Szatankiem. Ciągle biega, skacze i ma bardzo zaraźliwy śmiech. Zawsze jest prowodyrem wszelkich zabaw, rozrabia najwięcej ze wszystkich.
- Więc dlaczego stoi z boku i nie bawi się z innymi?
- Już kilka razy został skrzywdzony przez nieodpowiedzialne rodziny. Ludzie są zafascynowali jego wyglądem, myślą, że będzie ich maskotką. W końcu nie każdy może mieć tak egzotyczne dziecko w naszym kraju. Jednak kiedy zdają sobie sprawę, że czarnoskórzy nie są zbyt lubiani przez Polaków, że spotykają się z wielką falą krytyki i dezaprobaty, natychmiast go oddają.
- To przykre… Jak tak w ogóle można? Przecież to małe dziecko.
- Staramy się to tłumaczyć, ale nie zawsze wychodzi. Proszę zarządców, aby dokładniej sprawdzali dla niego rodziny, bo ten chłopiec zawsze bardzo cierpiał, kiedy do nas wracał. Ma zaledwie trzy latka, a już tyle przeszedł. To koszmarne. Gdybym mogła to sama bym go do siebie wzięła, ale niestety mam czwórkę dzieci i nie stać mnie na kolejne. Bardzo żałuję, bo Enzo jest naszym słoneczkiem. Wszystkie bardzo go kochamy.
- Wygląda na sympatycznego. Myśli pani, że się do nas przekona? Spróbujemy go namówić na wspólną zabawę?
- Nie sądzę. Dopiero za którymś razem, jeśli oczywiście zechcecie przyjść, to on się do was przyłączy. Wówczas zrobi to sam, z własnej woli.
- Bardzo dobrze go pani zna.
- Spędzam z nim dużo czasu. Ale wie pan co? Chyba pana polubił.
- Dlaczego tak pani myśli?
- Ponieważ badawczo się panu przypatruje. Zazwyczaj tylko nieśmiało zerka, przygląda się z ukrycia, a teraz nie może od pana odwrócić wzorku. Gapi się.
- To dobry znak?
- Bardzo – powiedziała i odeszła.
Michał spojrzał na chłopca i posłał mu miły uśmiech, ale ten nie zareagował. Wciąż siedział w tej samej pozycji.
Zrobiło mu się przykro Enzo. Nie rozumiał jak można traktować dziecko jak sklepowy towar. Wziąć, bo ma się taki kaprys i za chwilę oddać, kiedy jest się niezadowolonym z jego jakości. To obrzydliwe! Rozumiał matki, które oddają dzieci do adopcji, w końcu różne rzeczy dzieją się na świecie i lepiej, kiedy taki maluch kończy w domu dziecka niż na ulicy z pijaną i naćpaną matką. Ale rodziców, którzy niemalże „wypożyczają” sobie dzieci nie zrozumie.
Michał był tak zadumany, że nawet nie zauważył, kiedy mały, czarnoskóry chłopiec pojawił się obok niego. W rączkach trzymał misia, a jego mina nie zdradzała żadnych emocji. Winiarski lekko się przestraszył, ponieważ wyglądało to jak scena z horroru, ale szybko odrzucił od siebie te myśli.
- Cześć – powiedział niepewnie, siląc się na uśmiech.
Zero reakcji.
- Jestem Michał – dodał po chwili, wyciągając dłoń w stronę malucha.
- Enzo – odpowiedział cicho.
- Masz bardzo oryginale imię, wiesz?
Mały nie był zbyt wygodnym rozmówcą. Ciężko było wyciągnąć z niego chociaż jedno słowo. Winiar się starał, ale nie za bardzo wiedział, o co go zapytać.
- Powiesz mi, dlaczego tak się na mnie patrzyłeś?
Chłopiec przez chwilę milczał. Dla Michała ta chwila trwała zdecydowanie za długo, dlatego chciał zadać kolejne pytanie, aby nie stresować dzieciaka.
- Bo masz dobre oczy – odpowiedział bez zawahania Enzo i pośpiesznie odszedł od siatkarza.

__________
Witajcie!
Nowy blog, nowa historia, nowi bohaterowie. 
Mam nadzieję, że się spodoba. 

Enjoy!

21 komentarzy:

  1. Fajnie się zaczyna. Jestem ciekawa jak rozwinie się znajomość Winiara i małego Enzo, czy w ogóle się rozwinie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że u Winiara jest nieciekawie. Zupełnie odwrotnie jak w jego prawdziwym życiu. Karolina nie potrafiła zrezygnować z kariery, nie chciała mieć dziecka, i to była jedna z przyczyn rozpadu jej związku z Michałem. Ona po prostu nie była gotowa na bycie matką. nie czuła tzw instynktu macierzyńskiego.
    Mam nadzieję, że Winiar się pozbiera, że z pomocą przyjaciół dojdzie do siebie po rozwodzie.
    Widać, że nawet mały Enzo zauważył wyjątkowość patrzałek Winiara. Kto wie, może Winiar będzie pierwszym, któremu malec tak bardzo zaufa?
    Czekam na kolejny:*

    OdpowiedzUsuń
  3. No jestem zaintrygowana blogiem :D ciekawy początek ;)do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Podoba mi się twój pomysł. Czekam na dalszą część opowiadania. Do kolejnego. : )

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaciekawiłaś mnie. Chętnie będę zaglądać. Mam nadzieję, że Enzo i Michał się zaprzyjaźnią. Pozdrawiam, VE.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawie się zaczyna.Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, ciekawe, ciekawe a nawet bardzo ciekawe:) Już polubiłam tego chłopczyka:) heh czekam na rozwój sytuacji:)

    Ziaba

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo ciekawie się zaczyna i zachęca do dalszego czytania ;) Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  9. It's fantastic! :) I nie chwalę tego, żeby było miło czy coś, po prostu bardzo mi się podoba. Ostatnio trudno znaleźć coś oryginalnego i wartego uwagi wśród takich blogów, ale dzięki Tobie nie straciłam nadziei. Podoba mi się pomysł na tę historię. I zakochałam się w Enzo. Szkoda mi wszystkich dzieciaków, które są w domach dziecka. Chociaż czasami lepiej dla nich, żeby były w takim miejscu niż w rodzinnym domu. Ludzka głupota i brak moralności nie znają granic. Jak się patrzy na to, co się wokół dzieje, to czasami aż brak słów. Nic tylko usiąść i płakać. Dzieci jednak potrafią wyczuć nastawienie i charakter ludzi. Winiar jest dobrym człowiekiem i Enzo o tym wie. Jestem strasznie ciekawa, jak potoczy się ta historia. Pozdrawiam i życzę dużo weny. ;* [siec-nieporozumien]

    OdpowiedzUsuń
  10. ojeju historia Enzo strasznie mnie wzruszyła.. jestem ciekawa co zrobi teraz Michał :)
    czekam z niecierpliwością na następny..

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, że dopiero teraz, ale wreszcie dotarłam. I wiesz, co powiem? Od razu zauroczyłam się tą historią. Może i początek jest smutny, przygnębiający, ale podoba mi się. Strasznie mi żal tych wszystkich dzieciaczków, które nie miały szansy zaznać prawdziwej miłości, szczęścia, tylko smutek, cierpienie i łzy. Dzieci są takie bezbronne, a dorośli je tak krzywdzą :( Strasznie mnie zawsze dołują takie historie jak Enzo, ale jednocześnie wzruszają i poruszają. Ludzie, którzy nie potrafią kochać dzieci, nie powinni ich mieć. Inna sytuacja jest, gdy rodzice giną w wypadku i nie ma się kto nimi zaopiekować. Coś czuję, że Michał dużo 'wyniesie' ze znajomości z małym chłopcem, być może zrozumie to czy tamto... Może się chłopaki zaprzyjaźnią? To stwierdzenie Małego o Michale, że ma dobre oczy, strasznie mnie zaintrygowało. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawy początek, będę czytać na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo mi się podoba jest takie inne niż wszystkie ;p Oczywiście informuj :) Miło ze strony chłopaków, że posatnowili dzieciakom umilić czas :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Fakt, Michałowi dobrze z oczu patrzy :) W stu procentach popieram takie akcje siatkarzy. Niby to "tylko" wizyta w Domu Dziecka, ale oni doskonale wiedzą ile taką wizytą mogą dać maluchom szczęścia i uśmiechu. Nie rozumiem takich ludzi, którzy brali, a później oddawali Enzo. To jest nie do pomyślenia! Dziecko jest dzieckiem, a nie jakimś towarem. Nic dziwnego, że chłopczyk nie ma zaufania i boi się...Normalnie jakbym dorwała takich to bym udusiła!
    Michała też mi szkoda, że nie ułożyło mu się w małżeństwie, ale co do roli taty to pewnie jeszcze nie wszystko stracone :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  15. Ah, jestem jak najbardziej na tak! to będzie genialne, zwłaszcza z małym Marcelitkiem w roli głównej! Proszę o info!

    Niepytaj

    OdpowiedzUsuń
  16. Historia zaczyna się bardzo ciekawie i zachęca do czytania. Mam nadzieję, że niebawem dodasz rozdział drugi. :)
    Życzę weny i wpadam tutaj, jak pojawi się drugi rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Ciekawie się zaczyna pierwszy raz czytam na blogu o tym siatkarze chodzą do domu dziecka. Czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Podoba, podoba :) Ten fragment z opisem sytuacji Enzo był naprawdę poruszający. Nie rozumiem, jak można tak traktować małego chłopczyka, robić mu nadzieję, a potem porzucać, tylko dlatego, że sąsiedzi czy znajomi nie akceptują koloru jego skóry. Jakby to miało jakieś znaczenie. Przecież nie ma. Przykre, że mały tyle musiał wycierpieć. Mam wrażenie, że Michał zdecyduje się po jakimś czasie na adopcję. Może się mylę, ale oby nie. Enzo w końcu zyskałby rodzinę. Taaa, problem w tym, że Michał nie ma partnerki. A kto zgodzi się, żeby sam wychowywał dziecko? Nie ma szans. Ale może będzie go chociaż odwiedzał. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Muszę Ci powiedzieć, że znowu zaczyna się ciekawie :) Jak Ty to robisz? Mnie się tak niestety nie udaje.. Czekam na nowy rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Oboje wreszcie zasługują na szczęśliwą rodzinę, i Michał i Enzo. :) Mam nadzieję, że ten pierwszy w końcu pozbiera się po rozstaniu z Karoliną. Może mały jakoś mu w tym pomoże? ;>

    OdpowiedzUsuń